„Zrobię coś sam/a, zawsze to będzie taniej. A jak trzeba będzie, to potem grafik poprawi.”
Brzmi znajomo?
Ile razy się spotkałam z takim myśleniem przez moje dziesięć lat w branży…To myślenie to pułapka. Wydaje się logiczne: po co od razu inwestować w pełny pakiet identyfikacji wizualnej, skoro można coś sklecić w Canvie, ewentualnie potem zlecić poprawki i gotowe? Problem w tym, że to „coś” wcale nie jest tanie. Ba – często okazuje się droższe niż profesjonalny branding od razu. Tak, dobrze czytasz – to co wydaje się oszczędnością, najczęściej kosztuje dużo więcej niż zlecenie profesjonalnej identyfikacji od zera. Wydaje się że skoro zrobiliśmy coś sami… to o tyle roboty zaoszczędzonej! Ostatecznie widzisz coś na ekranie, więc to istnieje, więc najważniejsza część zadania zrobiona. Podoba się tobie (mamie, babci, tacie, dziadkowi i sąsiadce…) więc z pewnością jest dobre! A zresztą…nawet jeśli coś nie gra, to i tak się nikt nie zorientuje, przecież nikt nie zwraca uwagi na grafikę, produkt sam się sprzeda, bo jest dobry, wystarczy o tym powiedzieć. No właśnie – a jeśli powiem ci, że twój produkt już mówi, nawet jeśli ty nic nie mówisz o nim?
Lecimy z tematem!
Rozdział 1: Za co naprawdę płacisz, robiąc branding DIY?
Nie zaoszczędzisz. Wydaje Ci się, że robisz taniej. W praktyce płacisz – tylko niekoniecznie pieniędzmi. W rzeczywistości przenosisz koszty gdzie indziej. Często, gdy zaczynasz działać jako marka osobista czy mikroprzedsiębiorstwo, myślisz: „Na razie zrobię coś na szybko, sama – to się zaoszczędzi. Branding zrobię porządnie później.”
I wtedy wkraczasz w kosztowną pułapkę. Bo oto za co naprawdę płacisz, robiąc wszystko po swojemu i na skróty:
1. Czas, którego nie możesz odzyskać
Nie jesteś grafikiem, nie znasz zasad typografii, kontrastu, psychologii koloru, hierarchii wizualnej, layoutów. Ale siedzisz godzinami i próbujesz coś „ułożyć”.
-
Szukasz darmowych fontów (często z podejrzanych źródeł).
-
Próbujesz dobrać kolory, które „jakoś wyglądają razem”.
-
Gubisz się w tysiącu inspiracji z Pinteresta.
Ten czas to realna strata – nie tylko godzinowa, ale też strategiczna: zamiast pracować nad swoim produktem, usługą czy sprzedażą, błądzisz między Canva a Unsplash.
2. Decyzyjne przeciążenie i frustracja
DIY to nie tylko robota, ale też masa mikrodecyzji. Co pasuje? Co wygląda profesjonalnie? Co mówi o mojej marce?
Nie masz punktu odniesienia, więc poruszasz się po omacku.
To frustruje. Czujesz się niekompetentny/a, zniechęcony/a, czasem wręcz głupio.
Efekt?
Wciąż zaczynasz od nowa.
Nic nie wygląda „tak, jak powinno”.
Nie czujesz się dumny/a z własnej marki.
3. Niska pewność siebie = niska sprzedaż
Wiesz, że to, co masz, nie wygląda profesjonalnie.
Wiesz, że inni wypadają lepiej.
Widzisz, że Twoje grafiki się „rozjeżdżają”.
I co robisz?
Ukrywasz się. Zamiast odważnie mówić o swojej ofercie, unikasz pokazywania siebie. Bo nie chcesz, żeby ktoś Cię ocenił po „tym logo”, „tym feedzie”, „tej stronie”.
A przecież marka, której właściciel nie wierzy, nie sprzedaje.

4. Brak strategii = brak efektu
Branding DIY to zazwyczaj „ładne coś”. Ale to nie jest system. Nie opiera się na strategii marki, jej wartościach, archetypach, wyróżnikach.
Nie wspiera komunikacji. Nie prowadzi klienta. Nie budzi zaufania. Po prostu jest.
I tylko tyle.
5. Podwójna robota i konieczność naprawiania
Kiedy przychodzisz do grafika z DIY brandingiem i prosisz „żeby coś poprawić” – musisz wiedzieć jedno:
Profesjonalista nie będzie łatał.
On musi to rozebrać na części pierwsze i zbudować od nowa.
To oznacza:
-
nowe logo (bo stare nie ma wektorów, jest nieczytelne, nie działa w czerni i bieli),
-
nową paletę kolorów (bo dotychczasowa jest nieczytelna na ekranie),
-
nowy układ typografii (bo aktualnie masz trzy różne fonty bez stylu),
-
nowe podejście do spójności, hierarchii, layoutu, materiałów…
Czyli: dwa razy płacisz. Tylko że pierwszy raz – za coś, co się nie nadawało.
Rozdział 2: „Poprawki po DIY” to mit
„Zrobię coś sama, a potem grafik tylko trochę to poprawi.” Tylko że… nie ma czego poprawiać.
Ten mit jest wyjątkowo uporczywy. Wydaje się logiczny: zrobię coś podstawowego, grafik doda do tego parę szlifów, w efekcie oszczędzę kasę.
Ale branding to nie paznokcie, które da się „trochę podpiłować”. To system. Strategiczny, konsekwentny, zaplanowany w detalach. Jeśli tego nie ma – nie ma czego poprawiać. Trzeba zacząć od zera.
1. „Coś” zrobione na oko = brak fundamentu
Jeśli stworzyłaś logo na bazie gotowego szablonu, użyłaś przypadkowych fontów i kolorów, które „ładnie wyglądały”, to jesteś w punkcie wyjścia.
Dlaczego?
Bo profesjonalista nie opiera się na wyglądzie.
On opiera się na:
-
strategii komunikacji,
-
analizie konkurencji,
-
Twoich wartościach,
-
idealnym kliencie,
-
emocjach, jakie ma wywoływać marka,
-
archetypach, które świadomie budują narrację.
To nie kosmetyka.
To architektura marki.

2. Nie ma sensu dopasowywać strategii do amatorskiej grafiki
Wyobraź sobie, że zapraszasz architekta wnętrz i mówisz:
„Zaprojektuj mi piękne mieszkanie, ale nie możesz ruszać ani mebli, ani kolorów, ani układu pomieszczeń – ja już to zrobiłam w Wordzie.”
Brzmi absurdalnie?
Właśnie tak wygląda sytuacja, gdy przynosisz gotowe DIY i chcesz, by grafik „coś z tym zrobił”.
Żeby projekt działał, musi być od początku do końca spójny, przemyślany i funkcjonalny – a nie oparty na kompromisie z czymś, co nie działa.
3. Często taniej, szybciej i lepiej jest… zburzyć wszystko
Prawdziwa historia:
Klientka przychodzi z logotypem z Canvy, który jest „prawie dobry”. Klientka nie jest profesjonalistka i nie wie, że wymarzony font nie ma polskich znaków, (co się niej okrutnie zemści) kolory nie są zgodne z brandingiem (bo te elementy pochodzą z różnych templatek, jakie akurat wpadły w oko…), Ikonka nie działa w wersji czarno-białej, (bo ma dużo drobnych elementów, gradientów i efektów które będą jedną plamą), oczywiście plików wektorowych brak, co uniemożliwia dalszą pracę i wykonanie tych koszulek czy liter 3D na ścianę. No i oczywiście spójność z innymi materiałami: zerowa, więc wszystko wygląda jak zbieranina z róznych miejsc.
I co wtedy?
Trzeba wszystko rozebrać. Zdefiniować markę na nowo. Stworzyć całą identyfikację od zera.
Czyli dokładnie to, czego chciałaś uniknąć… tylko później, z większą frustracją i wyższym rachunkiem. Bo oczywiście, jeśli jakieś materiały zostały wprowadzone do obrotu, dodatkowo poniesiesz koszty wymiany.
4. Grafik nie jest od ratowania, tylko od tworzenia wartości
Jeśli wchodzisz we współpracę z nastawieniem:„Popraw mi coś, co zrobiłam tanio”, to tak naprawdę nie korzystasz z potencjału profesjonalisty.
Dobry grafik nie jest narzędziem do obsługi programu. Nie jest przedłużeniem twojej ręki, ani realizatorem każdego absurdalnego pomysłu.
To strateg, projektant systemów, twórca doświadczeń marki. To twój partner biznesowy, a jego wiedza strategiczna jest najważniejszym zasobem.
I nie będzie podtrzymywał na respiratorze projektu, który nigdy nie miał szans działać.
Rozdział 3: Półśrodki ograniczają Cię na lata
Tymczasowe rozwiązania mają tendencję do zostawania z nami… na zawsze. A cena „tymczasowości” w brandingu rośnie z każdym miesiącem.
To miało być na chwilę.
Na start.
Na rozruch.
Na „zobaczymy, czy wypali”.
I co się dzieje?
Mijają miesiące, czasem lata – a Ty nadal funkcjonujesz na tym samym, tymczasowym brandingu, który miał tylko „zrobić robotę na początek”.
Problem?
Ten prowizoryczny wizerunek zaczyna działać przeciwko Tobie.

1. Tracisz zasięg, uwagę i zaufanie
Marka, która wygląda jakby była „na próbę”, nie wzbudza zaufania. Bo skoro Ty nie zainwestowałeś/aś w siebie – dlaczego klient miałby zainwestować w Ciebie? Twoje grafiki wyglądają niespójnie, każdy post wygląda inaczej, twoje logo z gotowca zostało już wykorzystane 87 razy przez twoją konkurencję z całego kraju, bo wszyscy zrobili to samo, czyli wpisali swoje nazwisko, a na dokładkę to samo można powiedzieć o twojej stronie, która nie wyraża dosłownie nic o Twojej osobowości?
To wszystko są mikro sygnały, które podświadomie odbierają Twoi odbiorcy. I często nie dają Ci drugiej szansy, zrażeni do kiepskiego performance.
2. Nie możesz się rozwijać, bo wszystko Cię ogranicza
Chcesz któregoś dnia zrobić reklamę, puścić materiały do druku, stworzyć kurs online, wypuścić e-booka, albo zupełnie zmienić format komunikacji… i tu następuje zderzenie z rzeczywistością. I wtedy wychodzę cała na biało taka ja, mówić Ci, że mimo iż się niewątpliwie bardzo napracowałeś/aś, to jednak twoje materiały nie nadają się do niczego. W zasadzie to zrobienia wszystkiego od nowa, a w zasadzie to od zbudowania podstaw brandu – bo niestety ale przez amatorskie działania żaden plik nie może być wykorzystany do twoich celów.
Niestety.
DIY branding tym się objawia, że najczęściej technicznie kuleje, gdyż zdobycie wiedzy wymaga wysiłku, a stworzenie profesjonalnych materiałów -posługiwania się profesjonalnymi programami. Nie, nie namawiam Cie tutaj na subskrypcję Adobe – nie jest to Ci zupełnie do niczego potrzebne, zresztą gwarantuję Ci – nie masz na to czasu, by się uczyć grafiki, zasad projektowych oraz DTP (Desktop Publishing, dla niewtajemniczonych)
Nie masz plików, które da się skalować. (tj. wektorowych) Nie masz wersji poziomej, pionowej, monochromatycznej. Nie masz zestawu fontów do użycia.
Czyli: nie możesz się ruszyć.
3. Każdy nowy materiał wygląda jak z innej bajki
Ach, ile razy to widziałam! Twoje PDF-y, grafiki do social mediów, banery i stories wyglądają, jakby każdy zrobił ktoś inny. Na dodatek, jakby ci wykonawcy pochodzili z rożnych dekad.. Bo brakuje systemu. Nie masz:brandbooka, a w nim określonych stylów typograficznych, kolorystyki, określonych marginesów bezpieczeństwa,opisanej budowy logo. Każdorazowo zaczynasz od zera, bo dobierasz wszystko na oko – by pasowało do ostatniego, a następnego dnia stwierdzasz ze jednak pasuje ci coś zupełnie innego. I finalnie nawet najlepsze treści wyglądają amatorsko.
4. W końcu i tak musisz się zatrzymać i naprawić
W pewnym momencie stajesz przed ścianą: chcesz skalować – ale nie masz narzędzi. chcesz iść do agencji – ale Twój „branding” nie nadaje się jako punkt wyjścia.
Musisz zatrzymać rozwój i wrócić do podstaw. A to oznacza że kolejność działań zostaje zaburzona, terminy zostają przekroczone, o budżecie nie wspominając. Nie mogę wręcz zapomnieć wyrazu zaskoczenia na twarzy klienta, który liczył na to że tego samego dnia wyjdzie ode mnie z gotową identyfikacją, a nawet wdrożeniem (!), bo oczywiście on nie może czekać. Cóż z tego, jak byliśmy na początku drogi i przed nami było opracowanie strategii i moje cierpliwe tłumaczenia, że bez tego nie pójdziemy dalej.
Rozdział 4: Branding to nie obrazek — to system
Logo to nie marka. Kolory to nie branding.
A estetyka bez strategii? To tylko ładny bałagan
Wielu osobom wydaje się, że branding to po prostu placeholder – ma zapełniać puste przestrzenie, żeby nie było dziwnie i żeby nie odstawać od reszty. Najlepiej logo, które wygląda „jak wszystkie”, najbardziej oklepane motywy, w stylu – mam kawiarnie? no to filiżanka w logo. Kij, że miliardy innych kawiarni mają również te filiżankę (możliwe że identyczną, bo ściągnęliście ją z tego samego stocka) –
Ale to nie jest branding.
Branding to jest dosłownie każdy element z jakiego składa się twoja marka, nie tylko w sferze wizualnej.

1. Branding zaczyna się w głowie – nie w programie graficznym
Zanim projektant otworzy Figmę, Illustratora czy InDesign, zanim powstanie choćby kreska – trwa intensywny etap strategii. Trzeba odpowiedzieć na wiele pytań – kim jest twoja marka, co dostarcza klientowi, jak do dostarcza i dlaczego powstała? jaką wartość przynosi an ten świat, co nowego wprowadza, jaki masz powód by Ci wierzyć w obietnice twojej marki? Tak, to wszystko jest naprawdę potrzebne do stworzenia identyfikacji.
Branding to język.To sposób komunikacji. To opowieść. A nie estetyczna wydmuszka bez zawartości. I nie, odpowiedź, że „dla pieniędzy” nie jest wystarczająca, bo twój klient nie przyjdzie do ciebie by po prostu zostawić Ci swoje ciężko zarobione pieniądze, tylko szukać u ciebie rozwiązania.
2. System to przewidywalność, spójność i porządek
W dobrze zaprojektowanym brandingu każdy element ma swoje miejsce i działa razem z pozostałymi. Masz dokładne zasady użycia logo (co wolno, czego nie), określony styl typografii (rozmiary, hierarchia, kontrast), wyznaczoną kolorystykę (również do druku i ekranów), styl zdjęć i grafik, szablony social mediów, dokumentów, postów. To wszystko oszczędza czas, energię i chaos.
Zamiast wymyślać wszystko od nowa – działasz z gotowymi fundamentami. Długofalowo: nie do przecenienia.
3. Bez systemu – każda nowa rzecz jest problemem, a szczególnie dotarcie do klienta.
Przychodzi pora na otworzenie nowego kanały komunikacji, chcesz zacząć newsletter. Potrzebujesz stworzyć landing page. Masz plan na otworzenie kanału na YouTube. Szykujesz się do wystąpienia lub kampanii? Jeśli nie masz brandingu jako systemu, każda z tych rzeczy będzie wyglądać inaczej, zajmie Ci mnóstwo czasu, da efekt „zlepku” a nie marki. Z kolei marka ze spójnym brandingiem wygląda profesjonalnie, jest rozpoznawalna w kilka sekund, przyciąga uwagę, bo jest konkretna i zapamiętywalna oraz skierowana do konkretnego odbiorcy, nie do wszystkich. Marki skierowane do wszystkich są dla nikogo i są strzałem w kolana i to oba. Skoro klient nie czuje że jesteś specjalistą właśnie dla niego, nie będzie miał powodu by w ogóle do ciebie przyjść.
4. Porządny system brandingowy rośnie razem z Tobą
Dobrze zaprojektowana identyfikacja: rozwija się z marką, ma miejsce na zmiany, adaptuje się do nowych pomysłów i kanałów.
To nie jest coś, co się zrobi raz i koniec – to baza, która pozwala Ci budować i skalować markę bez chaosu. Praca nad marką nigdy nie ma końca. Cele marki, wizja i misją mogą ewoluować, a wraz z nią persona klienta i kanały komunikacji. To nie jest eksponat, który zrobisz i odłożysz na półkę, myśląc ze można to umieścić na liście „odhaczone”. Praca nad własnym brandem to niekończąca się praca.
Podsumowanie
Jeśli dotarłeś/aś aż tutaj – pewnie czujesz już, że branding to nie coś „aby było, na chwilę”, tylko strategiczne narzędzie do budowania zaufania, rozpoznawalności i zysków.
Robienie go „na własną rękę” może wydawać się sprytnym oszczędzaniem. Ale w praktyce – to inwestowanie czasu, energii i pieniędzy w coś, co i tak trzeba będzie później naprawiać. Czasem od zera. Często z ogromnym poślizgiem. Zawsze kosztem rozwoju.
Profesjonalna identyfikacja wizualna to nie tylko estetyka.
To system, który przyspiesza Twoją pracę, porządkuje komunikację i sprawia, że Twoja marka przestaje być przypadkiem, a staje się narzędziem do świadomego działania.
Możesz dalej działać na półśrodkach. Możesz też zdecydować się na fundamenty, które będą na Ciebie pracować od pierwszego dnia.
Twój wybór. Ale teraz już wiesz, ile naprawdę kosztuje „zrobienie tego samemu” i dlaczego zawsze będzie drożej.

0 komentarzy